środa, 13 stycznia 2010

pechowa 13

Ja absolutnie nie wierze w pechowe 13 i nasz wczorajszy wieczór mógłby się przydarzyć równie dobrze 29 lutego. Najlepiej 30 lutego.
O 18.00 zjedliśmy ciepłą kolacje przed długo wyczekiwanym (1,5 miesiąca!) treningiem z Kudłaczkiem. Punktualnie o 18..15 zgasło światło. Nastały egipskie ciemności, włączył się alarm, rozdzwonił się telefon. Dzwoniła Centrala powiadamiając nas, ze włączył się alarm... Tyle i my wiedzieliśmy. Trochę czasu zabrało nam szukanie latarki, sprawdzanie bezpieczników.... wszystko wyglądało normalnie. oczywiście nie mogliśmy znaleźć numeru awarii (ofiary cywilizacji-bez internetu nie możemy nic znaleźć!). W końcu mężczyzna poszedł do domu szukać i dzwonić. Ja zostałam w ciemnym i coraz zimniejszym sklepie w towarzystwie psów i uzbrojona w latarkę i stary aparat fotograficzny... strasznie było to i "straszne" zdjęcia zrobiłam...




Wieczór był długi.. Energetycy przyjechali obejrzeli nasze bezpieczniki, stwierdzili, ze to nie tu i, ze trzeba rozkopać ulice. Trzeba było czekać na sprzęt,który mógł wykopać dziurę w zamarzniętej ziemi. Sklep musiał być cały czas otwarty nie wiadomo czemu. O północy energetycy znaleźli złoczyńce i wyłączyli prąd w połowie dzielnicy. Śmiali się przy tym demonicznie z wszystkich tych biedaków, którzy się jutro spóźnią do pracy z powodu wyłączonych budzików... Impreza skończyła się około 3 w nocy. Ulica jest wciąż jeszcze rozkopana, dopiero  w patek zasypią dziurę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz