czwartek, 18 lutego 2010

Od kilku dni jestem w Polsce. Na krotko, tylko do przyszłego czwartku. Powody mojego pobytu nie są wesołe (moja mama jest chora) ale staram się jak mogę zauważać jak najwięcej miłych akcentów w ciągu dnia. Jednym z nich jest śnieg. Wiem, mieszkańcom Polski śnieg wychodzi już uszami, oczami, nozdrzami... Ale ja się napawam. Chodzę po tym śniegu w moich śliskich butach, krok po kroczku, powolutku, ale i tak już dwa razy się wywaliłam. Spoko, na miękki śnieg w zaspie wpadłam... Jest fajnie. Dzieci się cieszą, psy szaleją ryjąc nosami w śniegu, obsikują w picassowskie wzorki białą powierzchnie, faceci na dachach krzyczą w dol: po co pani robi te zdjęcia, ze spółdzielni pani jest? No i zaznajomiłam się z Nestorem. Psem poniekąd bezdomnym. Nikt nie wie skąd pochodzi i ile ma lat. Ma chora tarczyce i jest prawie całkowicie łysy. Opiekują się nim sklepikarze z okolicznego targu, Rosjanka ze straganikiem z majtkami i po prostu ludzie z sąsiedztwa. Chodzą z nim do weterynarza, kupują lekarstwa, dbają o jedzenie. Nestor nie je resztek, je naprawdę zdrowe, swieze mięsko, sama widziałam. Szczęśliwy z ciebie pies Nestorze, choć łysy.

W taka pogode ubranko sie przydaje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz